piątek, 31 sierpnia 2012

po drugiej stronie .. lady ;)

 Od razu na wstępie zaznaczę, że będzie dłuuuugo i zupełnie jak'nie'u'mnie ;)

Nie dalej jak przedwczoraj trafiłam w internecie na pewien artykuł, który opowiadał o nieznośnych 'hasłach', przyzwyczajeniach czy też zachowaniach sprzedawców. Celowo nie mówię o supermarketach, bo najbardziej dostało się pracownikom małych, osiedlowych sklepików. Jak wiecie (albo się teraz dowiecie ;)) od prawie roku pracuję w takowym. Chwalę sobie moją pracę, jestem dozgonnie wdzięczna mojej (skądinąd świetnej!) szefowej, że przyjęła mnie do pracy w momencie kiedy już myślałam, że nigdy nic nie znajdę i nauczyła wszystkiego od zera. Mam tam niesamowicie pozytywną atmosferę i absolutnie nie będę nigdy żałowała tego epizodu, co więcej myślę, że ta praca wniosła w moje życie dużo zmian i to na lepsze. Ale nie o tym chciałam dzisiaj wam napisać, raczej miałam na celu stworzenie kontry dla wyżej wymienionego artykułu - klienci też bywają nieznośni!

1) Jeśli słyszycie w sklepie, że sprzedawca pyta o drobne (to był jeden z zarzutów, ba! to rzekomo najbardziej podnosi ciśnienie klienteli) to absolutnie nie dlatego, że uwielbia pod koniec zmiany zliczać setki grosików, ale po prostu dlatego, że tych drobnych NIE MA. Tak, to jest możliwe, żeby stracić drobne, bo wystarczy kilku klientów pod rząd, którzy kupując czekoladę za trzy złote zapłacą mi banknotem stuzłotowym, a kasa już świeci pustką. Jeśli zaś idzie o terminale płatnicze - jeśli się zepsują to wierzcie mi, to nie jest wina sprzedawcy. Złośliwość rzeczy martwych i żadne cudne czynności nie spowodują nagłej naprawy. Po prostu trzeba poczekać na serwis. Niestety absolutnie niemożliwe jest przewidzieć z góry, że terminal się popsuje ;) I nie, nie odłączamy ich specjalnie.

2) Często zdarza się, że klient narzeka na kolejkę. I wychodzi z przekonania, że jest to wina (oczywiście!) sprzedawcy. I nie ważne jest, że pani, która właśnie robi zakupy od 5 minut zastanawia się ilu procentową śmietankę kupić. Albo nie potrafi znaleźć portfela. A i tak rekordy popularności bije hasło: 'To ja się jeszcze rozejrzę!'. Nie noooo, jasne, ale do rozglądania się to ja proponuję supermarkety jednak.

3) Irytujące są też wielkie paniusie, które przychodząc na zakupy myślą, że są dużo ważniejsze i lepsze ode mnie. Przykład? Pani, która przyszła kupić coś do picia, zaraz po wyjściu powiedziała do córki: 'Musisz się uczyć kochanie, bo inaczej bedziesz tak musiała pracować jak ta dziewczyna i mało zarabiała!'. Serio?! No to życzę jej córce, żeby znalazła wysoko płatną pracę od razu w zawodzie, w kraju gdzie bez (kilkuletniego!) doświadczenia to papierkiem z uczelni możesz się ewentualnie pochwalić na zjeździe rodzinnym.

4) Ostatnio miała miejsce sytuacja, że dosłownie trzy minuty przed zamknięciem wszedł nam do sklepu pewien pan i oczywiście kompletnie nie miał pojęcia co chce kupić. Nie zadziałało zamknięcie sklepu od wewnątrz aby nikt nam już nie wszedł, nie pomogło widowiskowe wyłączenie lodówek i nie dało rady ostentacyjne liczenie stanu kasy. Czy muszę dodawać, że po piętnastu minutach przeglądania gazet, ten facet niczego nie kupił i po prostu bez słowa wyszedł? No właśnie. Szanujmy się, szanujmy wzajemnie swój czas :)

Nie będę nawet wspomniała o dzieciach, które ciągle otwierają i nie domykają lodówek, o ludziach, którzy widząc świeżo umytą podłogę, przed samych zamknięciem muszą koniecznie przejść sklep wzdłuż i wszerz, o pretensjach w sprawie rzekomo wysokich cen (serio myślicie, że sprzedawca w sklepie ma jakikolwiek wpływ na te ceny?), o babciach, które ciągle narzekają na małe emerytury (no przecież ja im wypłaty nie oddam!), o wybrzydzaniu przy zakupie pieczywa ('Nie ma pani ciemniejszych bułek? O ... No ale ta jest za ciemna, a coś bardziej miękkiego? Nie nie, to pani jednak da tą pierwszą!). Sprzedawcy nie mają lekkiego życia, nie mówię tutaj o ciągle niezadowolonych z życia kobietach, dla których taka praca jest istną karą, bo w takim przypadku to wszyscy wiemy, że takie osoby nie powinny pracować z ludźmi ;) Mimo, że proszę was o wzięcie tego tekstu z przymrużeniem oka to pamiętajcie o tym wszystkim co tutaj napisałam, zanim naskoczycie na kolejną niczemu winną dziewczynę ;)

22 komentarze:

  1. Haha, nieźle się uśmiałam czytając :D Ale takie są realia i Ty najlepiej o tym wiesz :) Ludzie przychodzą się do sklepu wyżyć i wyżalić, bo nie mają takiej możliwości gdzie indziej, więc obrywa się przypadkowym osobom :D Od mojej mamy też się nasłucham mnóstwo takich historyjek, bo jej z kolei obrywa się za cały NFZ :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niestety ludzie wychodzą z błędnego przekonania, że ja wszystko muszę znieść ;) Obrywam za wysokie ceny, za podwyżki, za rząd ;) Na początku się wkurzałam, denerwowałam, martwiłam. Teraz już wiele puszczam mimo uszu, z wielu sytuacji się śmiejemy :) Ale jedno jest pewne - praca w handlu, obojętnie gdzie, wymaga dużej dawki cierpliwości :D

      Usuń
    2. I prawidłowo, bo tylko byś sobie zepsuła nerwy, a nie warto ;) Chyba każda praca z ludźmi wymaga cierpliwości :D Ja też czasem mam ochotę niektórych udusić :P

      Usuń
    3. Pewnie tak, dlatego uważam, że moja praca dała mi jedną zasadniczą umiejętność - opanowywania swoich emocji i radzenia sobie z ludźmi w wielu sytuacjach. Chociaż ktoś mógłby powiedzieć, że to 'tylko sklep' ;)

      Usuń
    4. Wpisz to sobie do CV :D Podziwiam Cię za to, bo ja miałabym problem z takim opanowaniem. Wedle zasady "klient nasz pan" nie możesz powiedzieć mu, żeby spadał jeśli mu się nie podoba :P

      Usuń
    5. no pewnie, że wpiszę :D

      No niby nie mogę powiedzieć, żeby spadał, ale mogę powiedzieć, że to nie jedyny sklep w naszym mieście i może robić zakupy w innym miejscu :P Co zresztą już nie raz uczyniłam. Albooo zdarzyło mi się też powiedzieć, że nie zarabiam tam aż tyle, żeby dawać się obrażać :P
      Fakt jest jednak taki, że cokolwiek bym nie powiedziała, to oni zawsze wracają i co więcej zawsze udają, że nic się wcześniej nie stało ;)

      Usuń
    6. Haha, dobry tekst :D
      Taa, moja mama też ma takich "marnotrawnych synów" w aptece ;) Narzekają na ceny, mówią, że w tej drugiej aptece taniej, a później i tak przychodzą i kupują :D Moja mama też jest opanowana i cierpliwie słucha tych narzekań, by puścić je później mimo uszu, ale jej koleżanka do takich osób nie należy i kiedyś puściły jej nerwy, więc nawrzeszczała na jednego klienta, który okazał się być z nadzoru i nie było ciekawie :P

      Usuń
    7. Sklep w którym pracuje jest otwarty cały tydzień, również w święta nie ma czegoś takiego jak wolne, a więc wystarczy niedziela, albo pierwszy lepszy dzień, w którym normalne sklepy są zamknięte i wracają po cichutku i grzecznie :P
      U mnie jest ten plus, że ja zawsze mam po swojej stronie szefową, albo jej córkę ;) One same wiedzą jacy ludzie tam są, a każda cierpliwość ma swoje granice.

      Usuń
    8. Taka mentalność naszego narodu ;) Dobrze, że masz taką cudowną szefową i w każdej sytuacji możesz na nią liczyć, to jest bardzo ważne :)

      Usuń
  2. potraktowałam z przymrużeniem oka, ale w sumie nie ma takiej konieczności, bo wszystko o czym piszesz - dobrze znam. nie, nie. nie jestem sprzedawczynią, ale mam od zawsze wrodzoną empatię. doskonale potrafię wyobrazić sobie, co przeżywają sprzedawcy. dlatego staram się zawsze mieć przygotowane "moniaki", dlatego nie zdarzyło mi się narzekać na ceny, ani wybrzydzać pieczywa... chyba jestem idealnym klientem ;> swoją drogą, też się we mnie gotuje kiedy słucham tych 'ważnych pań'. ale tutaj akurat mam też super historię. wracałam kiedyś samochodem ze szkoły razem z moją koleżanką i jej mamą. oczywiście samochód full wypas. pierwsza klasa. klimatyzacja, przyciemniane szyby i te sprawy. przejeżdżałyśmy obok jednego z budynków Caritas, akurat w porze obiadowej i mijaliśmy tłumy ludzi którzy przyszli po jedzenie. i komentarz matki mojej koleżanki: "no, dziewczyny - uczcie się, uczcie, bo skończycie jak ci żałośni ludzie (...)" gotuje się we mnie... bo bywają i ludzie po studiach, którzy skończyli nas ulicy, bez grosza, bez "przyjaciół", których kiedy była kasa było pełno.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ludziom często się wydaje, że są lepsi od innych i stąd bierze się wiele problemów i nieporozumień. Nigdy nie wiadomo co nas w życiu spotka i gdzie wylądujemy, są tak różne sytuacje w życiu, że nie wolno nam nikogo oceniać. Niektórym się zwyczajnie nie udało, niektórzy się poddali, a niektórzy na swój sposób walczą o lepsze życie. Najlepiej nie komentować po prostu, szanować pracę pani Krysi z warzywniaka i być miłym dla pani, która sprząta nam chodniki. Dobro zawsze do nas wraca :)

      Usuń
  3. Praca w sklepie to na pewno nie jest lekka praca.
    A mnie najbardziej rozbraja to, że gdy idę wymienić jakieś drobne, które w kubeczku mi się uzbierają, to nie ma bata, nie wymieni. Ale jak coś kupuję w tym samym sklepie to słyszę tekst: Mogę być grosik winna?
    Nie, kurde, nie możesz ;/

    Jak soi przede mną jakaś babka i zastanawia się pół godziny, co kupić, to potrafię być niemiła i powiem zawsze jakiś głupi tekst, a potem muszę wysłuchiwać, jaka to niegrzeczna i wredna jestem. Jakbym o tym nie wiedziała!

    Uczyć, uczyć... teraz ludzie po prawie siedzą na kasie w Kauflandzie. I co im po tej nauce? Żadne firmy nie inwestują w naszym kraju, ale markety to nas po prostu zalewają. Zaraz będziemy tam mieszkać, spać i... no, sama wiesz.

    Ech, ale co na to poradzimy? Nic. Ludzie są jacy są i musimy nauczyć się żyć z różnymi typami.



    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z tymi drobniakami to też jest tak, że w sklepie, w którym ceny nie zawierają w sobie _,89 czy _,99, nie są potrzebne jedno i dwugroszówki, bo my potem też nie mamy co z tym zrobić. Chyba nie muszę mówić jaka jest reakcja ludzi, kiedy wydaję im chociażby 5 groszy w groszówkach itp. ;) I zdarzają się dni kiedy drobnych jest nadto, a kiedy ich brakuje. I nie ma co mieć żalu do sprzedawców małych sklepów, bo oni zazwyczaj w takim sklepie są sami i nie ma opcji, żeby gdzieś to wymienili.

      W małych sklepach, szczególnie tych osiedlowych to trzeba mieć mnóstwo cierpliwości :) zarówno po stronie klientów jak i po stronie sprzedawców. powtarzam, trzeba się szanować :)

      Usuń
    2. Ale zawsze mogą zostawić sobie te drobniaki na czarną godzinę. No, bo przecież mogą, prawda?

      Tak, a najlepsze jak przychodzi małe dziecko, ma złotówkę i pyta, co może za to kupić, haha :) Też tak robiłam, jak byłam szkrabem. Tylko, że kiedyś za złotówkę to można było sobie kupić lizaki, gumy i jeszcze sok w kartoniku, a teraz za złotówkę to sobie można co najwyżej palec w tyłek wsadzić.

      Usuń
  4. Ech. Lada to jednak jak granica między dwoma różnymi światami ;) Ja miałam u siebie bar i baaaardzo często tam stałam, ale nie miałam aż takich wrednych klientów, chociaż owszem, czasem się zdarzali :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. wiadomo, że u mnie też zdarzają się przemili ludzie, wiele znajomości tam zawartych sobie cenię, wiele kontaktów doceniam :) i zbieram :P nigdy nie wiadomo kto nam się przyda w życiu :P i strasznie fajnie się słucha, że będą za mną tęsknić jak zrezygnuję z tej pracy :P

      Usuń
    2. A masz zamiar zrezygnować? :)

      Usuń
  5. A czasami wystarczyłoby trochę wyobraźni i empatii, żeby nie doprowadzić sprzedawcy do białej gorączki takim zachowaniem. Zresztą, myślę, że to się powoli zmienia, bo albo ktoś sam miał wcześniej kontakt z taką pracą albo znajomi pracowali więc automatycznie inaczej się podchodzi do tego wszystkiego. :)
    Oczywiście niektórzy są kompletnie niereformowalni, no ale to już inna para kaloszy. I tak ceny ktoś celowo podniósł, żeby uprzykrzyć im życie. :P

    OdpowiedzUsuń
  6. Ojj dzięki za ten wpis. Może teraz inaczej spojrzę na panie sprzedawczynie :) rzadko robię zakupy w takich małych sklepach ale zawsze mi się one kojarzy ze znudzonymi życiem kobietami które nawet się nie uśmiechną :)

    OdpowiedzUsuń
  7. nie no tu sama prawde napisalas...
    chocby te drobne wiadomo ze jak kupujesz ta czekolade do 100zl dawac to bez sensu i tez staram sie takie dobre dawac chocby koncowki by ludziom zycie ulatwic a z portfela pozbyc sie tych drobnych ;P
    kolejki fakt jak ktos kupuje jak zolw to nie wina ekspedientki tak jak zreszta tego ze w sklepie pracuje bo na serio ciezko z ta praca nie ma co... wszedzie min 3 lata doswiadczenia w zawodzie tylko gdzie skoro nikt nie chce zatrudnic ;/
    a no i ostatnie nigdy nie wchodze do sklepu na ostatnie 5 minut bo wiem ze panie w sklepie sa rownie bardzo zmeczone jak inni nie ma co ich dluzej trzymac w pracy ;)

    OdpowiedzUsuń
  8. ja lubię panie ze sklepów takich małych :D one są zawsze takie miłe :D

    OdpowiedzUsuń
  9. Powiem tak Gwiazdko. Doskonale rozumiem, o czym piszesz, ponieważ w ubiegłe wakacje sama pracowałam w takim małym, osiedlowym sklepiku, który był na (nie)szczęście przy moim miejscu zamieszkania. Upierdliwi klienci trafiali się bardzo często, niejednokrotnie przychodzi z samego rana rozmieniać grube banknoty (notorycznie się to zdarzało w poniedziałki), nie wspominając nawet o klientach, którzy przed samym zamknięciem przychodzili porozmawiać czy przywitać się z tekstem "Co to ja miałam kupić..." Co prawda mile wspominam ten czas, jednak teraz, poszukując stałej (przynajmniej w miarę) pracy bronię się przed tego typu zajęciem jak tylko mogę :)

    OdpowiedzUsuń

statystycznie.

zapisane.